113
― Armino!... Armino!... Armino!...
Arminy już nie było.
Całą noc przepłakałem. Nazajutrz opowiedziałem załodze wszystko, co się stało. Stary i wytrawny marynarz
rozpłakał się jak dziecko.
―Bógwidzi, żemod pierwszegowejrzenia polubił tę dziewczynę!―rzekł zmocą. ―Chciałem jej wyświadczyć
przysługę, a pokrzywdziłem ją zgonemprzedwczesnym. Mnie by tamnie bardzo jej czarność przeszkadzała, ale stary
jestem i wytrawny, więc zaraz zmiarkowałem, że owa czarność stoi ci na zawadzie do poślubienia dziewczyny.
Dlatego tylko doradziłem ci użycie maści, której zwrot, mówiąc nawiasem, jest wielce pożądany, mam bowiem
żonę, której twarz od czasu do czasu czernieje, tedy dla elegancji - ilekroć wracam do domu - stosujemy tę maść
należycie.
Oddałem mu słoik z maścią, gdyż podniosłem go z pokładu, gdzie go dłoń Arminy uroniła.
Zbliżyliśmy się właśnie do wyspy, na której znajdowało się państwo króla Pawica. Okręt przybił do brzegu
i pośpiesznie wysiedliśmy na ląd, nieco zmęczeni podróżą. Kapitan niezwłocznie zaprowadził mię do pałacu króla
Pawica, aby - wedle zwyczaju - przedstawić królowi cudzoziemca.
Król Pawic siedział właśnie na tronie i czytał jakieś niezwykle zajmujące bajki, gdyż nie zauważył nawet
naszego wejścia.
― Królu rzekł dość głośno kapitan ― przyprowadzam ci cudzoziemca, który pragnie oglądać twe oblicze.
Król nie oderwał oczu od książki z bajkami. Zapewne odczytywał jakieś zabawne miejsce, bo uśmiechał się
sam do siebie i czytał dalej.
― Królu! ― zawołał głośniej kapitan. ― Przyprowadzam ci cudzoziemca, który pragnie oglądać twe oblicze.
Król i tym razem nie oderwał oczu od książki. Zapewne odczytywał jakąś smutną przygodę, bo oczy mu się
rozszerzyły, a twarz nabrała wyrazu trwogi i rozciekawienia.
― Królu! ― wrzasnął kapitan. ― Przyprowadzam ci cudzoziemca, który pragnie oglądać twe oblicze!
Król czytał dalej. Dobiegał zapewne do końca jakiejś zawiłej historii, bo sapał z rozciekawienia i niecierpliwie
podrygiwał nogą.