137
Postanowił więc użyć innego fortelu, aby mię skusić do nowej podróży i obarczyć mię w ten lub inny sposób
wiadomym listem.
Pewnego razu, gdym spacerował za miastem, zjawił mi się we własnej swej postaci. Zdziwiła mnie jego
zuchwałość i bezczelność.
― Jak śmiesz na oczy mi się pokazywać? ― zawołałem gniewnie. ―Natręctwo twoje nie ma granic ani miary!
― Nie gniewaj się na mnie ― odpowiedział Diabeł Morski. ― Postanowiłem nigdy nie kusić cię do podróży,
lecz do innych zgoła czynów.
― Do jakich? ― spytałem marszcząc brwi.
― Do błahych ― odrzekł Diabeł spokojnie. ― Mianowicie pragnę cię zniewolić do tego, abyś po pierwsze:
zabił we śnie Urgelę, po wtóre: zamordował na jawie wuja Tarabuka, i po trzecie: śmiał się z tych dwóch
czynów i we śnie, i na jawie.
Słowa te oburzyły mię tak, żem w pierwszej chwili osłupiał z nadmiaru oburzenia. Potem wpadłem w taką
wściekłość, jakiej z pewnością nikt pod słońcem nie doznał.
― Zabiję cię, potworze przeklęty! ― wrzasnąłem wyciągając i tężąc pięści. ― Zabiję cię, zanim zdążysz raz
jeszcze powtórzyć te słowa zbrodnicze!
Z zaciśniętymi pięściami rzuciłem się na Diabła. Lecz ten ostatni, udając przerażenie, zaczął co tchu przede
mną uciekać.
Wściekłość moja wzrastała coraz bardziej, gdyż potwór uciekając odwracał ku mnie swój łeb i powtarzał
wciąż te wyrazy:
― Musisz zabić we śnie Urgelę, zamordować na jawie wuja Tarabuka i śmiać się z tych dwóch
czynów i we śnie, i na jawie!
Ścigałem go niestrudzenie, lecz uchodził tak chyżo, że wymykał mi się z rąk w chwili, gdym był już pewien
swego zwycięstwa.
Wściekłość moja była tak wielka, że postanowiłem ścigać go dzień i dwa, i trzy, dopóty, dopóki nie pochwycę
go i nie ukarzę!