148
Zamiast odpowiedzi porwałem go za kark, obaliłem na ziemię i jąłem raz po raz okładać go pięścią.
Przerażenie jego było tak wielkie, że nawet nie krzyknął. Obdarzywszy go odpowiednią ilością razów, podniosłem
z ziemi, chwyciłem za gardło i przyparłem do muru.
― Puść mię, puść! ― zawołał blednąc ze strachu. ― Każę ci podać najprawdziwsze, najrzeczywistsze
potrawy! Oddam ci za żonę moją córkę jedynaczkę wraz z połową mego majątku! Nie pozbawiaj mię życia, które
spędzam tak cudownie na doskonałej bezczynności i na spożywaniu nieporównanych smakołyków!
Wypuściłem z dłoni jego pulchne gardło i zajrzałem mu w oczy z wyrzutem, z bólem i z gniewem.
― Jak mogłeś tak się znęcać nad moim głodem? ― rzekłem z mocą.
― Przebacz mi mój wybryk okrutny, przyszedłeś wszakże w chwili, gdym nie mógł postąpić inaczej.
Ukończyłemwłaśnieobiad, złożonywyłącznie ze smakołykówmegowłasnegowynalazku, gdyż jestemnieporównanym
smakoszem i żarłokiem i zamieszkałem z moją córką umyślnie na tej wyspie samotnej, aby w tej samotności skupić
wszystkie władze mej duszy w jedność i ową jedność zastosować jedynie do wczuwania się w najtajniejsze posmaki
najrozmaitszych potraw. Otóż przybyłeś w chwili, gdym po zjedzeniu osobliwie udanego obiadu rozpaczał, że nie mogę
tego obiadu powtórzyć od początku do końca, z powodu, iż przeładowany żołądek odmawiał mi wszelkiego
posłuszeństwa. Obydwaj tedy jednakie znosiliśmy męczarnie, gdyż zarówno - pomimo żądzy jedzenia - nie mogliśmy
jeść, ty - z powodu braku jadła, ja zaś - z powodu jego nadużycia. Toteż rozzłościł mnie, a nawet do głębi uraził twój
wilczy apetyt i możność pożerania potraw, które dla mnie chwilowo przynajmniej stały się niedostępne. Umyśliłem więc
zadrwić z ciebie w sposób - zaiste - nieludzki. Spotkała mię za to z twej ręki słuszna kara, za którą nie mam do ciebie
żalu najmniejszego, obawiałem się tylko zbytniego przedłużenia owej kary, gdyż takie przedłużenie mogłoby
sprowadzić dla mnie skutki wielce smutne. Podobasz mi się jednak tak bardzo, że chętnie uczynię cię moim zięciem.
Przede wszystkim wszakże muszę cię - tym razem naprawdę - nakarmić, bo gotów jesteś skonać z głodu przed ślubem
z moją córką, której uroda z pewnością ciebie oczaruje.
Tłuścioch przyjaźnie uścisnął mi obydwie dłonie i porwawszy wiszącą na ścianie kołatkę uderzył nią w gong
ponad drzwiami. Na przeciągły, melodyjny i echami nasycony dźwięk gongu zjawił sięwe drzwiach rzeczywisty Kalebas.