157
―Muszę cię pożegnać i opuścić gościnnewnętrze twego snu―mówił dalej Diabeł Morski ―zbliża się bowiem
godzina połowu drobnych ryb, a jestem zapalonym rybakiem. A więc - do widzenia!
Diabeł skłoniwszy się wybiegł z mego snu z wielkim pośpiechem, jak się wybiega z pokoju przez drzwi
lub z dziedzińca przez bramę. Sen mój zaczął z wolna i kolejno rozwiewać się, zanikać, aż wreszcie pierzchnął
całkowicie. Jedna tylko szkatułka zaklęta nie rozwiała się i nie zanikła, lecz trwała nadal w mych dłoniach, gdym się
ocknął. Patrzyłem na nią jak na chwilowo zapóźnioną resztę snu, która nie zdążyła jeszcze lub zapomniała zniknąć,
i zdawało mi się, że lada mgnienie rozwieje się w nic, przypomniawszy sobie swą przynależność do snu. Wszakże
szkatułka trwała nadal w mych dłoniach na jawie, zdradzając wszelkie cechy rzeczywistości. Pośpiesznie wdziałem
na się ubranie, schowałem szkatułkę do kieszeni i udałem się do pokoju mego wuja. Wuj Tarabuk siedział w fotelu.
Obok stał Chińczyk i przez lupę odczytywał na głos wujowi poemat pt. Zaloty, wydrukowany na prawym policzku.
Wuj lubił w ten sposób spędzać czas wolny od innych zajęć. Z natężoną uwagą, z niekłamanym zachwytem i z żarliwą
ciekawością słuchał własnego poematu, który Chińczyk odczytywał pilnie, głosem dobitnym i uroczystym.
Pod wpływem rady Diabła Morskiego postanowiłem dziś jeszcze opuścić mój pałac i wyruszyć w podróż
do krajów nieznanych. Bałem się jednak pogoni Chińczyka i wuja i nie wiedziałem, czy mam uprzedzić wuja o moim
wyjeździe, czy też wyjechać potajemnie i bez pożegnania. Po krótkimnamyśle postanowiłemwyznać wujowi mój zamiar.
― Przepraszam― rzekłem― iż przerwę na chwilę czytanie. Chętnie bym wysłuchał do końca tak pięknego
poematu, ale nie mam czasu, gdyż wyjeżdżam niezwłocznie.
― Dokąd? ― spytał wuj, nieco zdziwiony.
― Sam jeszcze nie wiem, dokąd. Cel mej podróży jest, jak zawsze, niewiadomy. Jadę tam, dokąd mię wicher
poniesie i dokąd skieruje mię wola niepokonanych czarów.
― Bardzo mi przykro, że zaledwo powróciwszy do domu już odjeżdżasz ― rzekł wuj z przekąsem. ―Wnoszę
z tego, iż towarzystwo moje i mego przyjaciela Chińczyka nie jest ci dostatecznie miłą rozrywką.
― Przeciwnie! ― zawołałem. ― Chętnie bym w tak miłym towarzystwie spędził całe moje
życie, ale gna mnie w świat po pierwsze żądza podróży, a po wtóre ta okoliczność, żem dotąd nie miał
sposobności wręczenia zaklętej królewnie owego cudownego wiersza, który wuj ongi napisał na cześć Piruzy.
1...,150,151,152,153,154,155,156,157,158,159 161,162,163,164,165,166,167,168,169,170,...198