163
―Ma się rozumieć! ― zawołał gniewnie staruszek. ― Idziesz dotąd stępa, nie umiesz widocznie kłusować,
a na domiar złego trzęsiesz się jak stara szkapa żołnierska, która na jedną nogę jest kulawa, drugą ma zwichniętą,
trzecią - zwariowaną, a czwartej wcale nie posiada.
― Opis twój ― odrzekłem ― nie jest trafny choćby dla tej przyczyny, że mam tylko dwie nogi.
―Nie wiem, ile masz nóg ― odpowiedział staruszek ze złością ―wiem to jedno tylko, żemmiewał lepszych
i ognistszych niźli ty wierzchowców.
― Wierzchowców? ― zawołałem oburzony, czyniąc przy tym nogą ruch wielce pokrewny wierzgnięciu. ―
Uważam tę nazwę za obrazę osobistą, a podróż naszą - za skończoną. Złaź natychmiast z mego grzbietu i o własnych
siłach wlecz się dalej do strumienia, gdyż odmawiam ci mojej pomocy.
―Wiedziałem, że jesteś znarowiony ― zawołał staruszek. ― Uspokój się jednak i bądź posłuszny. Wybij też
sobie z głowy ów strumień, który zmyśliłem w celu owładnięcia twoim grzbietem. Jesteś moim koniem, rozumiesz?
― Koniem? ― krzyknąłem z oburzeniem. ― Precz natychmiast z mego grzbietu, nikczemny niewdzięczniku!
Z całych sił wstrząsnąłem plecami, aby z nich zrzucić starucha. Zdawało mi się, że słaby i chudy staruch
spadnie na ziemię pod wpływem pierwszego wstrząśnięcia. Omyliłem się jednak w mych rachubach. Staruch nagle
z taką mocą ścisnął mię kościstymi kolanami za szyję, żem zdrętwiał w obawie, iż mię zadusi.
― Spokojnie, mój kosiu, spokojnie! ― zawołał ściskając mię coraz mocniej. ― Nie brykaj i nie wierzgaj!
Na nic ci się nie przydadzą twoje dąsy i narowy. Nie takich jak ty rumaków potrafiłem już w swym życiu okiełznać!
Bądź posłuszny, mój kosiu, i bądź nieco bystrzejszy, bo dotąd uparcie unikasz kłusa i myślisz, że się zadowolę byle
jakim truchtem.
Podczas gdy staruch zrzędził na mym grzbiecie, głęboko rozmyślałem o tym, co mam czynić. Czy próbować
nowych wysiłków ku pozbyciu się natrętnego brzemienia, czy też udać spokój, a nawet zadowolenie ze swego
niespodzianego stanowiska, i wyczekiwać chwili, gdy odpowiedni zbieg okoliczności przyjdzie mi z pomocą?
Wybrałem to ostatnie, gdyż bałem się, iż staruch na śmierć mię zadławi potwornym uściskiem swych kolan.