180
―Panowie!―zawołał kapitan. ―Za chwilę czeka nas walka z olbrzymkami. Zapomniałemwampowiedzieć,
że wzrok tych olbrzymek jest straszliwy. Rzadko kto może znieść płomienne pociski ich groźnych spojrzeń. Biada
temu, kto stchórzy i nie zniósłszy owych spojrzeń odwróci się tyłem do okrutnych posiadaczek Purpurowca!
Olbrzymki bowiem w takiej chwili natychmiast wbiegają na pokład upatrzonego okrętu. Nie będą wszakże mogły
opanować naszego okrętu, jeżeli nikt z załogi nie zdradzi lęku i nie odwróci oczu od ich straszliwych spojrzeń!
―Słyszysz?―szepnąłemdo ucha wujowi. ―Słyszysz, drogi wuju? Cała sztuka walczenia z tymi olbrzymkami
polega na tym, aby patrzeć im prosto w oczy i nie odwracać się do nich plecami. Czy wytrzymasz ich wzrok?
― Mam nadzieję, iż wytrzymam ― odpowiedział wuj Tarabuk.
― Panowie! ― zawołał znowu kapitan. ― Jestem pewien, że nikt z was nie stchórzy! W przeciwnym razie
olbrzymki wezmą nas wszystkich do niewoli i sprzedadzą czarownikom na wyspie zaklętej!
Purpurowiec wciąż się zbliżał. Olbrzymki już zaplotły swe warkocze i stanęły szeregiem na pokładzie
Purpurowca. Oczy ich zaczęły błyskać niby diamenty.
―Bardzopięknemająoczy―zauważył szeptemwuj Tarabuk.―Dziwię się tym, którzyniemogą znieść ich spojrzeń.
― Nie można ufać ich oczom― odrzekłem pośpiesznie. ― Nie wiadomo, jakie czary i uroki kryją się w tych
oczach na pozór pięknych. Bardzo być może, iż z tych oczu wymkną nagle jakieś węże lub żmije jadowite.
Zaledwiem tych słów domówił, wuj Tarabuk chwycił mię mocno za rękę i głosem zdławionym szepnął:
― Litości! Już widzę złote żmije i węże, które wynikają z oczu tych wiedźm! O, spójrz, Sindbadzie! Żmije te
pełzną po powietrzu wprost ku nam!
W pierwszej chwili wydało mi się, że wuj Tarabuk majaczy. Lecz - niestety - nie było to majaczenie! Oczy
olbrzymek rozwarły się na oścież i z ich tajemniczej głębi wynikały rzeczywiście jakieś ruchliwe i lotne żmije złocistej
barwy. Wynikały wciąż, jedna za drugą, i - kłębiąc się w powietrzu nocnym - płynęły ku nam. Wkrótce całe powietrze
zaroiło się od złotych żmij. Ich płomieniste, cienkie jak igły żądła jarzyły się w ciemnościach. Każda z tych żmij trwała
tylko jedno okamgnienie i marła znikając bez śladu. Wszakże na jej miejscu zjawiały się inne, tak że tysiące złotych,
cienkich smug żarzyło się wokół.