„Tak, istotnie, to bardzo wspaniałomyślnie z waszej strony! — wykrzyknął Janek,
a jego krągła, pogodna twarz zapłonęła radością. — Ja z łatwością naprawię tę taczkę, bo
właśnie mam w domu nową deskę.”
„Nową deskę! — krzyknął młynarz — właśnie tego mi potrzeba do naprawy dachu
na stodole. Ogromna się w nim zrobiła dziura, i zboże całkiem mi zamoknie, jeśli jej nie
naprawię. Jak to dobrze, że mi o tym przypomniałeś!
Dziwne zaiste, jak jeden dobry czyn natychmiast wywołuje drugi. Ja ci dałem taczkę,
a ty zaraz obdarzasz mnie deską. Wprawdzie taczka znacznie większą ma wartość niż
deska, lecz prawdziwa przyjaźń nie zważa na takie drobnostki. Proszę cię, daj mi zaraz
tę deskę, a jeszcze dziś zabiorę się do roboty.”
„Zgoda!” — wykrzyknął Janek, natychmiast biegnąc po deskę.
„Niezbyt wielka ta twoja deska — rzekł młynarz obejrzawszy ją — i zdaje mi się, że
po naprawieniu dziury w moim dachu nic chyba nie zostanie do naprawy taczki, ale
przyznasz, że to już nie moja wina. A teraz, skoro ja ci przyrzekłem taczkę, sądzę, że
w zamian ty mi dasz trochę kwiatów. Oto kosz, i sądzę, że mi go napełnisz.”