21
Błędna to była droga, w jarach, w gęstwach zagubiona, trudna do przebycia.
Gdyśmy się zbliżali do murów miasta, masztalerze królewscy przystanęli nagle i jeden z nich tak do mnie
przemówił:
― Okazaliśmy ci gościnność i przychylność. Nie odmówiliśmy ani pokarmu, ani noclegu, ani pomocy.
Nie domyślasz się nawet, że groziło ci z naszej strony niebezpieczeństwo. Z rozkazu bowiem króla Miraża jesteśmy
obowiązani zabijać każdego, ktokolwiek ośmieli się dotrzeć do brzegu wyspy, do miejsca, gdzie konie królewskie
uczą się pląsów od Konia Morskiego. Dostęp do tego miejsca jest wzbroniony pod karą śmierci. Nikomu, prócz
nas, nie wolno tam stopy swojej postawić. A i my tylko raz na rok mamy prawo jednodniowego pobytu na owym
brzegu. Król Miraż w ścisłej tajemnicy zachowuje istnienie Konia Morskiego i jego cudowny wpływ na ruchy koni
królewskich. Każdy z poddanych podziwia te ruchy taneczne, lecz nikt nie wie, że są one naśladowaniem pląsów
Konia Morskiego, i nikt się nie domyśla, że w głębinie fal u pobrzeża tej wyspy kryje się dziwny, zielonogrzywy
i zielonooki zwierz, zwany KoniemMorskim. Traf i przypadek zawieruszył cię na brzegi tej wyspy. W pierwszej chwili
mieliśmy zamiar zasztyletowania ciebie jako nieproszonego gościa i widza tajemnicy królewskiej. Lecz wzruszyło
nas twoje opowiadanie i postąpiliśmy wbrew rozkazowi króla Miraża. Darowaliśmy ci życie, którego powinniśmy
byli ciebie pozbawić. Czeka nas śmierć za naruszenie rozkazu królewskiego. Toteż z kolei prosimy cię o zachowanie
w tajemnicy naszego czynu. Nikomu nie mów o tym, co się stało. Wejdziemy teraz sami do miasta, ty zaś zatrzymaj
się pod jego murami. Stój cierpliwie i czekaj, aż się oddalimy. Wówczas dopiero wejdź do miasta jako samotny
wędrownik. Gdybyś nas kiedykolwiek spotkał na ulicy, udawaj, że nas nie znasz, i nie witaj nas ukłonem.
―Możecie być pewni, że spełnię waszą prośbę i że tajemnicę zachowam! ―odrzekłem głosemwzruszonym
i uściskałem po kolei ich dłonie silne i szerokie.
Odeszli wówczas spokojnie, pędząc przed siebie konie, które wciąż poruszały się tanecznie, opętane
wspomnieniem i czarem Konia Morskiego. Stałem w miejscu cierpliwie dopóty, dopóki nie znikli mi z oczu.
Upewniwszy się, że są już dość daleko, wszedłem do miasta jako wędrownik samotny.
Widok tego miasta napełnił mię podziwem! Bruki, cegły domów, dachy, okna - wszystko było zielone, koloru
fali morskiej. Zdawało mi się, że przez szkło zielone na świat spoglądam.