42
Dopłynąłem szczęśliwie do tej samej Balsory bez żadnych przygód i wypadków. Z Balsory udałem się konno
wprost do Bagdadu. Widok miasta rodzinnego napełnił mię radością. Przynagliłem konia do biegu i wkrótce
stanąłem przed moim pałacem. Wbiegłem do pałacu i zastałem wuja Tarabuka przy stole. Siedział i kończył
właśnie wiersz pod tytułem: „Topola wśród pola”. Chciałem go uścisnąć, lecz wuj Tarabuk zawołał:
― Bądź cierpliwy i nie przerywaj mi natchnienia. Stój za mną dopóty, dopóki nie skończę wiersza, w którym
opisuję pewną topolę, stojącą samotnie na samym środku pewnego pola.
Stałem cierpliwie, czekając, aż wuj Tarabuk wiersz swój ukończy. Wuj Tarabuk ukończył wreszcie, położył
pod wierszem swój podpis i wówczas dopiero rzucił mi się na szyję.
―Więc powróciłeś, mój drogi, mój jedyny siostrzeńcze! ―wołał ze łzami w oczach. ―Myślałem, żeś zginął
w krajach nieznanych. Niepokoiłem się o ciebie niezmiernie. Jedyną pociechą było dla mnie pisanie wierszy. Nie udało
mi się wprawdzie wyłowić z morza moich rękopisów, lecz za to napisałem tyle nowych wierszy, żem zupełnie
o dawnych zapomniał. Wróciła mi moja wesołość i równowaga ducha. Już wymawiam słowa całkowicie, zamiast
je urywać na środkowych sylabach. Zresztą, od czasu twego wyjazdu nic nowego nie zaszło. Wszystko po staremu.
Skarby twoje i majątki zastałeś w porządku i w całości. Masz jak dawniej sto pałaców, sto ogrodów, sto worów
złota i sto beczek srebra. Zginął tylko trzonowy ząb twego pradziada. Złodziej w nocy wdarł się do pałacu,
lecz nie zdążył ukraść nic, prócz szkatułki hebanowej ze zbolałym zębem twego pradziada. Przyłapałem go
na gorącym uczynku, lecz uciekł przez okno i nie zdołałem go dogonić.
Zmartwiła mię bardzo strata zęba pamiątkowego i wuj Tarabuk z właściwą sobie bystrością umysłu
natychmiast spostrzegł i zrozumiał moje zmartwienie.
― Nie martw się, mój drogi! ― zawołał. ― Powinieneś się radować, żeś powrócił cało do domu. Mam
nadzieję, że zaniechasz odtąd wszelkich podróży i że już nigdy nie opuścisz miasta rodzinnego. Pomyśl, jak to będzie
dobrze i pięknie, i spokojnie, gdy razem ze mną będziesz mieszkał pod jednym dachem, razem ze mną będziesz
chodził na spacer i razem ze mną będziesz śniadał, obiadował i wieczerzał. Czyż nie lepszy jest taki żywot domowy niż
niebezpieczeństwa podróży?
Nic nie odpowiedziałem na to wujowi.