47
IDiabełMorski utkwiłwemnieswestraszliweślepia.Czułem, żepodwpływemjegoprzenikliwych,nieodpartych
spojrzeń tracę z wolna siły i nieruchomieję. Nadaremnie starałem się poruszyć ręką, nogą, głową... Znieruchomiały
mi ręce, znieruchomiały nogi i znieruchomiała głowa. Wówczas Diabeł Morski, zauważywszy zapewne, iż stopień
mego znieruchomienia jest dośćwysoki, zbliżył się domnie z przeklętem listemwpysku i wsunąłmi list do kieszeni, po czym
szepnął:
― Zbudź się! Zbudź się! Zbudź!
Zbudziłem się nagle i dotknąłem ręką kieszeni chcąc zbadać, czy śniłem tylko, czy też rzeczywiście byłem
igraszką Diabła Morskiego. Niestety - list zaszeleścił w kieszeni. Przerażony wyciągnąłem go szybko i przekonałem
się, że jest to ten sam list, który mi przyniósł tyle nieszczęść podczas pierwszej mojej podróży.
Bojąc się, ażebykapitan imarynarzenieujrzeliwmymrękuprzeklętego listu,włożyłemgozpowrotemdokieszeni.
Zaledwiem to uczynił, niebo zachmurzyło się, błyskawica fioletowym zygzakiem zarysowała się na ołowiu chmur,
rozległ się grzmot daleki i okręt nasz zakołysał się nerwowo na wzburzonych falach. Byłem pewien, że przyczyną burzy
jest obecność na okręcie listu DiabłaMorskiego. Niemyliłem się, gdyż takiej burzy nikt chyba jeszcze nie widział. Niebo
i morze tak pociemniały, iż robiły wrażenie dwóch bezdennych otchłani, w którychmiotała się i ryczała sama ciemność,
przemieszana zwichrem. Ludzie na pokładzie stali bez ruchu, niewiedząc, co czynić. Nawzajemsię niewidzieli, nawzajem
nie słyszeli swych głosów. Trudno było w tej ciemności wyróżnić kapitana.- Zapewne wydawał jakieś rozkazy w celu
ratowania okrętu, lecz - niestety - nikt tych rozkazów nie słyszał wśród ryku burzy i poświstu wichury. Olbrzymie fale
wpadały na okręt zatapiając ludzi i znosząc niektórych z pokładu. Wreszcie usłyszałem głuchy trzask łamiących się
masztów i uczułem, że okręt nasz pogrąża się w toni morskiej. Odmówiłem z błyskawiczną szybkością modlitwę,
którą marynarze odmawiają zazwyczaj w chwili, gdy okręt ma utonąć. I dobrzem. uczynił, bo gdybym się spóźnił
o małą chwilę, już bym nie zdążył jej odmówić, a kto wie, czy bez pomocy tej modlitwy udałoby mi się uratować
swe życie wśród ogólnego zniszczenia.
Woda zalała już pokład. Zapewne dolna część okrętu została naruszona i woda znalazła sobie
dość szerokie wejście, gdyż w niespełna kilka minut uczułem, że grążę się wraz z okrętem w morzu. Już
woda sięgała mi ramion, szyja tylko i głowa, i wzniesione usilnie ręce sterczały nad jej powierzchnią.
1...,40,41,42,43,44,45,46,47,48,49 51,52,53,54,55,56,57,58,59,60,...198