48
W tej chwili właśnie niebo z lekka się przejaśniło i zobaczyłem, że dokoła mnie sterczą tak samo szyje i głowy,
i wzniesione ku niebu dłonie moich towarzyszy. Zapadaliśmy się na dno coraz szybciej. Po chwili zobaczyłem
bezsilne miotanie się tonących beznadziejnie ciał ludzkich, które nadaremnie borykały się w wodzie z okropną
śmiercią. Przyszła kolej i na mnie. Jużem się zachłysnął dwa razy i miałem się zachłysnąć po raz trzeci, gdy
nagle ujrzałem w pobliżu olbrzymi maszt, który - wichrem złamany - płynął po fali. Uczepiłem się oburącz tego
masztu i popłynąłemwaz z nim tam, kędy wicher nas pognał. Płynąłem tak trzy dni i trzy noce, aż wreszcie pewnego
poranku dotarłem do brzegów jakiegoś lądu.
Wyskoczyłemradośnie na ląd i rozejrzałemsię dokoła, chcąc zrozumieć, gdzie jestem i czy znajdę jakiekolwiek
pożywienie, czy też czeka mnie śmierć głodowa. Trzy dni bowiem i trzy noce nic w ustach nie miałem. Wokół mnie
była zupełna pustynia. Piachy i piachy. Ani drzew, ani kwiatów, ani ptaków. Jeno w pośrodku niemal piaszczystej
równi ujrzałem przedmiot, który od razu przykuł moją uwagę. Był olbrzymi i okrągły niby potwornie wielkie jajo.
Żaden wszakże ze znanych mi ptaków tak olbrzymich jaj nie znosił. Toteż przyszedłem wkrótce do wniosku, że jeśli
ów przedmiot jest jajem, ptak, który je zniósł, należy w każdym razie do nie znanego mi gatunku ptaków. Prócz
tego przyszło mi do głowy, że mogę skorzystać z zawartości tego jaja, aby głód zaspokoić, gdyż nie znajdę wokół
żadnego innego pokarmu. W tym celu zbliżyłem się szybko do jaja, wyjąłem zza pasa topór podróżny i uderzyłem
nim z całych sił w skorupę. Uderzenie topora nadłamało z lekka skorupę, w której ukazała się wąska szczelina.
Natychmiast przez ową szczelinę zaczęło się sączyć białko. Nadstawiłem dłoni i począłem spijać świeże, smaczne
białko, które ciurkiem płynęło z olbrzymiego jaja.
Przetrwałem tak kilka tygodni, karmiąc się wyłącznie białkiem. Po kilku tygodniach z jaja trysnęło pachnące,
szafranowego koloru żółtko. Rad byłem niezmiernie tej zmianie potraw, gdyż wyznam szczerze, iż białko mi się już
sprzykrzyło i od dni kilku z niecierpliwością wyczekiwałem spodziewanego żółtka.
Po kilku wszakże tygodniach wyczerpało się i żółtko. Przedemną piętrzyła się jeno olbrzymia, lśniąca skorupa
do cna opróżnionego jaja, które przez czas tak długi było dla mnie pełną powabu spiżarnią. Z rozpaczą spojrzałem
na opustoszałą spiżarnię i na dookolną pustynię, gdziemniemógł znaleźć dla siebie żadnego pokarmu. Pustynia była
spalona słońcem. Przez kilka tygodni mego na niej pobytu ani jedna kropla deszczu nie upadła na jałową ziemię.