74
― Nie wiemy, jakie węzły pokrewieństwa czy też powinowactwa łączą ciebie z Diabłem Morskim,
podejrzany cudzoziemcze. To jedno wiemy, iż obecność na okręcie listu Diabła Morskiego wróży nam klęskę. Musimy
więc w ten lub inny sposób pozbyć się i ciebie, i owego listu. List rozkazujemy ci natychmiast wrzucić do morza. Ciebie
zaś wysadzimy na pierwszym lądzie, zanim to jednak nastąpi, odmawiamy ci wszelkich pokarmów, ponieważ - według
naszych obyczajów - nie wolno nam bezkarnie dzielić się swym pożywieniem z diabłami lub z ich najdalszymi nawet
krewniakami.
Milcząc wrzuciłem list Diabła Morskiego w odmęty fal. List skurczył się, rozwiał się w pianę i zniknął.
Wiedziałem z góry, że wszelkie moje tłumaczenia trafią na ogólną niewiarę. Wolałem więc milczeć. Usunąłem się
na przeciwległy kraniec pokładu i - osamotniony - wyczekiwałem mężnie dalszych wypadków.
Tymczasem niebo zachmurzyło się nagle i szalony wicher jął hulać po morzu. Oczy moje nigdy nie widziały
takiej burzy. Zdaje mi się, iż była to burza zaklęta - zrodzona pod piekielnym wpływem diabelskiego listu. Wicher
złamał nam żagle i ster. Okręt bezsilny i bezradny płynął tam, kędy go gnała nieprzewidziana wola opętanej wichury.
Kapitan - zachowując zimną krew - stał na przedzie okrętu i poglądał przez lunetę w dal, która się zasnuwała
coraz czarniejszymi chmurami. Nagle luneta zadrżała mu w ręku, a twarz jego powlekła się śmiertelną bladością.
―Baczność!―zawołałgłosempełnymrozpaczy.―Widzęzdalaczarnąplamę,którajestnapewnoGórąMagnetyczną!
Ta sama śmiertelna bladość powlekła natychmiast oblicza wszystkich marynarzy. Nie rozumiałem na razie,
ale przekonałem się wkrótce, czym grozi okrętowi najmniejsze zbliżenie się do Góry Magnetycznej. Góra owa ma
szatańską własność przyciągania wszelkich przedmiotów metalowych. Nie tylko kotwica, kufry żelazne, noże, łyżki i inne
sprzęty, ale nawet gwoździe, którymi zbite są deski okrętowe, wyskakują same ze swych miejsc i odlatują ku owej Górze,
aby zwiększyć jeszcze jej objętość. Nadaremnie marynarze starali się skierować okręt w stronę przeciwną. Wicher gnał go
wprost ku Górze Magnetycznej. Po chwili dziwaczne i straszliwe działanie owej Góry dało się odczuć na okręcie pomimo
znacznej odległości. Luneta wyrwała się z rąk kapitana i w ciągu jednej chwili znikła mu sprzed oczu. Natychmiast i ja,
i wszyscy marynarze, i sam kapitan uczuliśmy szybkie i nerwowe odrywanie się guzików od naszej odzieży. Całe powietrze
napełniło się tysiącem metalowych guzików, które jak chmara drobnych owadów pofrunęły ku Górze Magnetycznej.