87
― O, tak! pozbyłam się tej postaci jeno na zewnątrz, ale wewnątrz, w duszy, w piersi pozostało straszne,
niepokonane, purpurowe zarzewie! Spala mnie ono szybko, pośpiesznie... spala na popiół, na proch znikomy!
― Powiedz, czym mogę zagasić, czym stłumić to zarzewie okrutne?
― Niczym go nie stłumisz, niczym nie zagasisz! Spójrz na mnie uważnie: choć nie widzisz trawiącego mię
płomienia, możesz jednak spostrzec wszelkie widome oznaki spalania się i spopielania.
Teraz dopiero - pod wpływem tych słów - spostrzegłem nagle, że ciało Serminy z wolna czernieje, jakby się
zamieniało w węgiel. Warkocze jej, olbrzymie, złote warkocze, skręcały się kurczowo jak w ogniu, chociaż ognia
nie było widać. Z wolna cała przeobraziła się w węgiel, który wkrótce w popiół się rozsypał. Stało się to tak szybko,
żem nawet nie zdążył raz jeden uścisnąć jej przed zgonem raz jeden pożegnać na zawsze, raz jeden choćby imienia
jej wyszeptać. W podziemiach zapanowała cisza i pustka. Zebrałem popiół Serminy do urny marmurowej i płacząc
wyszedłem z podziemi. Zaledwom stanął na powierzchni, w pobliżu drzwi żelaznych, gdym posłyszał nagły grzmot
i jednocześnie ujrzałem, że drzwi żelazna zapadły się kędyś głęboko i znikły bez śladu, jeno kot biały wyskoczył
zowąd i pędząc na oślep przed siebie zniknął na widnokręgu.
Z urną napełnioną popiołem błąkałem się długo po nieznanym lądzie, gdziem nie mógł znaleźć ani
pożywienia, ani ludzi, ani nawet zwierząt. Rozpacz moja nie miała granic! Nikogom tak nie kochał jak Serminy! Nikt mi
nie napełniał mej duszy takim szczęściem! I oto - w jednej chwili - znikła na zawsze, spaliła się, rozwiała się w nicość.
Cóż mi zostało? Urna napełniona popiołem.
Na trzeci dzień mej tułaczki po lądzie dotarłem do brzegu i ujrzałem z dala okręt. Jąłem wołać z całych sił,
aby mię posłyszano. Głos mój doleciał do uszu załogi, gdyż po chwili stwierdziłem, że okręt skierował swój bieg ku
wybrzeżu. Wpół godziny potemokręt zbliżył się do wybrzeża. Na zapytaniemoje, dokąd płynie, kapitan odpowiedział,
iż płynie do Balsory.
―Jest towłaśniemiasto, doktóregochcępowrócić!―zawołałemradośnie.―MieszkambowiemwBagdadzie.
Chyba mi nie odmówicie miejsca na okręcie.
― Chętnie cię weźmiemy na pokład ― odrzekł kapitan. ― Czy masz jakie pakunki?